Od młodzieńca do zakonnika

Zanim wyemigrowałem do Wielkiej Brytanii w 2007 roku, to…

tak wyglądałem w 1973, w wieku 13 lat – niczego podejrzanego, ale gdy osiągnąłem wiek 14 lat – w roku 1974 r., w moim wyglądzie pojawiły się rzeczy, dające szansę na całkiem przyjemne życie. Do tego wiedziałem już że jestem homoseksualny (wtedy nie znano słowa „gej”). Czułem się z „tym” na tyle dobrze, że nie robiłem tajemnicy z mojego homoseksualizmu wobec moich rówieśników. Nie będę pogłębiał tej myśli. Każdy  sobie niech  sam dopowie, co mu wyobraźnia przyniesie na myśl…

Jako 15 latek, w roku 1975, zmieniłem mój wygląd. Dziś nie jestem z tego zadowolony. Szybko to skorygowałem i po ukończeniu 15 lat, gdy ma się ich 16 – było już ze mną dużo lepiej. Był to okres, kiedy zacząłem być szczęśliwy (i to baaaaardzo…) z faktu, że nie jestem już chłopcem, ale młodym mężczyzną! Od tego też czasu zacząłem regularnie jeździć na weekendy z Nowej Soli do Warszawy – do rodziny i do poznawanych innych młodych gejów. Umiałem wyłapać ogłoszenia z różnych czasopism młodzieżowych, gdy jakiś chłopak „szukał kolegów”. Gdy „szukał koleżanek” – wiadomo, heteroseksualista. Ale gdy „szukał kolegów” – testowałem kontakt  i trafiałem z reguły „w dziesiątkę”.

Jako 17-latek pokazałem się już całemu światu. Na tyle skutecznie, że 28 lutego 1977 r. prokurator wojewódzki w Zielonej Górze wykazał zainteresowaniem tym, co czytuję i piszę. Nakazał zrobić u mnie rewizję w mieszkaniu. Stało się to po tym, gdy zacząłem kontaktować się w Warszawie z panią Haliną Mikołajską i Janem Józefem Lipskim z „Komitetu Obrony Robotników”, co według prokuratora było… „pochwalaniem faszyzmu”. A ja tylko miałem lewicowe poglądy w „socjalistycznym kraju”… Kopia nakazu z tej rewizji jest na tym blogu w sekcji „Geje i Akcja „Hiacynt”, w artykule pt.: „Skandal z IPN: MO miało prawo prześladowac gejów”.

Jako 18-letni młodzieniec czerpałem garściami z życia… Ale gdy zwątpiłem w siebie, co było kulturowym skutkiem ówczesnego spojrzenia na gejowstwo młodego człowieka, potrzebowałem krótkiej przerwy na młodzieńczą depresję. Z tego trudnego okresu pomogli mi wyjść wszyscy: rodzina, koledzy z mojego Liceum Ogólnokształcącego w Nowej Soli, nauczyciele. Bez ich wsparcia nie przebrnąłbym nawet matury. Dużym wsparciem były też konsultacje u prof. Andrzeja Jaczewskiego w Warszawie, wielkiego pedagoga i seksuologa, który utwierdził mnie w tym, że kto jak kto, ale ja powinieniem być szczęśliwy z faktu bycia gejem, skoro całe moje otoczenia, w tym moi rodzice, zaakceptowało mnie z tym już w 1978 roku!

Jako szczęśliwy maturzysta, w wieku 19 lat, mając bardzo humanistyczne podejście do życia, postanowiłem zostać medykiem. Po maturze, gdy nie udało mi się dostać na studia z filologii germańskiej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, rozpoczęłem naukę zawodu pielęgniarskiego w Studium Medycznym w Nowej Soli. Był to okres intensywnego rozwoju moich kontaktów w środowiskach, które miały w przyszłości odegrać ważną rolę w moim życiu.

 

W trakcie nauki zawodu medycznego pojawiła się idea, aby spróbować dużo wygodniejszego i – jak sądziłem, bardzo beztroskiego życia. Jako chłopak pochodzący ze skromnego domu (w sensie materialnym), zamarzyłem o zawodzie zapewniającym dozgonny dobrobyt. Do tego posiadana wiedza o zakresie gejowskiego życia w tym zakonie, zdobyta podczas podróży po Polsce i w kontaktach z innymi gejami, utwierdziła mnie o słuszności mojej decyzji. Wszystko doprowadziło to do rozpoczęcia w 1980 r. mojej nauki wykonywania profesji, po jaką sięgnęłem w wieku 20 lat: zacząłem karierę jako młody zakonnik w zakonie paulinów. Tych od Jasnej Góry. Na zdjęciu miałem 21 lat i byłem już na studiach filozoficzno-teologicznych w Wyższym Seminarium Duchownym Zakonu Ojców Paulinów w klasztorze „Skałka” w Krakowie.

Rok później miałem udać się na studia do Niemiec, o czym można poczytać w kopii odpowiedniego zaświadczenia, wystawionego przez ówczesny „Episkopat Polski”. O tym, jak żyło się m.i.n gejom w tym zakonie napisałem trochę w artykule pt.: „Afera na Jasnej Górze w 1978 r.”, zamieszczonym na tym blogu w sekcji „Watykan – odwieczny okupant Polski”. A jak z „tym tematem” jest w ogóle w tzw. „polskim kościele rzymsko-katolickim” można poczytać w moim artykule pt.: „Watykan zakazał edukacji seksualnej w Polsce”, również zamieszczonym na tym blogu, w tej samej sekcji o Watykanie.
Jak wynikało z wyżej wspomnianego zaświadczenia „Episkopatu Polski”, w roku 1982 miałem rozpocząć studia filozoficzno-teologiczne w Niemczech. Niestety, jak głupi jakiś, mając za sobą dzielne starcie ze „socjalistyczną” Służbą Bezpieczeństwa w 1977 roku, również chciałem być dzielny w 1982 r. Funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa w zamian za danie mi gotowego już i trzymanego w jego ręce paszportu na wyjazd na studia do Niemiec, zaproponował mi „współpracę”. Wyjaśnił, że ten oto świeżutko wydrukowany paszport będzie mój, ale muszę w zamian wyrazić zgodę na współpracę z „polskim wywiadem” i odpowiednio to udokumentować podpisaniem odpowiedniej umowy. Moja praca dla „wywiadu” miała polegać na zbieraniu – będąc  zakonnikiem – informacji o życiu polskich emigrantów i innych wrogów Narodu Polskiego w Niemczech. Miałbym przekazywać te dane „przedstawicielowi polskiego wywiadu”  już na terenie Niemiec. Oferta była klarowna: albo zgadzam się na współpracę z „wywiadem” i biorę do ręki paszport, albo wracam do Krakowa i gniję w Polsce. Chyba jakieś szaleństwo mnie wtedy naszło, bo kazałem smutnemu panu pocałować się w dupę (oczywiście wyraziłem to w słowach pasujących do posiadanego stroju, gdyż po paszport zgłosiłem się w pięknym, niewinnie białym stroju zakonnym – jak na zdjęciu obok). Paszportu nie wziąłem nawet do ręki i sobie poszedłem. Byłem wściekły, że w ten sposób straciłem szanse na studia w Niemczech, ale byłem dumny z siebie, że nie zgodziłem się być „socjalistycznym” kapusiem.

I tak, pod koniec lata 1982 r. wróciłem dumny do klasztoru w Krakowie i zakomunikowałem, że dzielnie stawiłem czoła zakusom Służby Bezpieczeństwa na moją niewinność. Oto odmówiłem podpisania zgody na współpracę z SB i w zamian nie pojadę na studia do Niemiec. I nie zgadniecie co usłyszałem: „Ależ brat jest głupi i naiwny! Trzeba było podpisać tę współpracę! Potem to by się jakoś załatwiło. A tak co, brat nie pojedzie na studia!” Są to słowa Ojca Stanisława Turka, przeora klasztoru paulinów „Skałki” w Krakowie w roku 1982…
Na pamiątkę dostałem od SB dwa druczki jako dowód mojej haniebnej decyzji odmowy współpracy z tą na wskroś polską i patriotyczną instytucją, działającą dla dobra mojej „socjalistycznej” Ojczyzny, Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Po roku 1989 stało się jasne, jak traktować tych, którzy podpisywali zgodę na współpracę z tą zacną instytucją, jaką była niewątpliwie SB. Można to m.in. wnioskować po słowach pełnego uznania, głoszonych przez tzw.: „IPN” o roli, jaką SB odegrało w prześladowaniu wrogów Narodu, tzn. gejów w 1985 r. podczas Akcji „Hiacynt”. Ale mimo wszystko, z tym „to by się jakoś załatwiło” różnie bywało. Dlatego jednak do dziś nie żałuję swojej odmowy podpisania zgody na patriotyczny obowiązek – „pracę dla polskiego wywiadu”. No, na prawdę: to byłby przecież wielki, patriotyczny zaszczyt, pracować dla wywiadu swojej Ojczyzny. Czyż nie prawda, Wy wszyscy, dzisiejsi „polscy patrioci”?!

To, co latem 1982 r. powiedział przeor klasztoru na Skałce w Krakowie, O. Stanisław Turek o mojej antypatriotycznej postawie odmowy podpisania współpracy z „polskim wywiadem” w Niemczech, oraz to, co opowiedział mi stary zakonnik na Jasnej Górze, a o czym napisałem 20 lat później w artykule pt.: „Jasna Góra matactw”, opublikowanym w 17 numerze „Faktów i Mitów” z 26 kwietnia 2002 roku, skłoniło mnie do opuszczenia wygodnego i sielankowego życia zakonnego. Bo bycie gejem to jedno, bycie gejem i zakonnikiem to jeszcze coś innego. Ale bycie gejem, zakonnikiem i jeszcze do tego kapusiem SB – to mi się w głowie nie mieściło, mimo, że wtedy – jak sądze, głowę miałem pojemną… Dlatego dokładnie 22 listopada 1982 r. opuściłem na zawsze zakon paulinów. Bardzo proszę o tym pamiętać: zrobiłem to m.in. dlatego, że skarcono mnie w zakonie za niepodpisanie współpracy ze socjalistyczną „Służbą Bezpieczeństwa”.